Kerala – ślady słonia

Z Ranjithem i jego rodziną (sześć osób w samochodzie) udaliśmy się do Wayanard, miejsca opisywanego jako najpiękniejsze w Kerali. Brat Ranjitha, Sheshi, niedawno ukończył tam budowę domu na skraju parku narodowego, który ma być zarówno domkiem letniskowym dla rodziny jak i pensjonatem. Tam mieliśmy spędzić dwa kolejne dni.
Po sześciu godzinach jazdy po drodze usłanej dziurami i okraszonej górskimi zakrętami śmierci, lżejsi o kilka części z podwozia, dotarliśmy do celu. W ciszy bambusowego lasu zdaliśmy sobie sprawę z tego, jak głośno było w poprzednio odwiedzanych przez nas miejscach. Chyba dość szybko przyzwyczailiśmy się do przeludnienia i związanego z nim zgiełku. W Wayanard wszystko było inne. Jedynymi zabudowaniami były małe siedliska plemiennej ludności zamieszkującej skraj dżungli, powietrze było czyste i dużo chłodniejsze (około 25 stopni Celsjusza), nie było ruchu drogowego. Do tego wszystkiego dochodziła świadomość, że nie znajdujemy się w przyosiedlowym lasku, tylko w prawdziwej dżungli i gdyby nie wykopany przez plemienną ludność rów otaczający zabudowania, dzikie słonie chętnie wpadłyby do naszego ogrodu na konsumpcję…
W Wayanard udało się zrealizować jedno z dziecięcych marzeń Rafała – spędzić noc w domku na drzewie. Tylko moskitiera oddzielała nas od świszczącej, cykającej i pohukującej dżungli. Zawieszeni na bambusowym podeście, pomiędzy przepaścią i gwiaździstym niebem, usnęliśmy kołysani muzyką tropikalnego lasu. Następnego ranka rodzina zafundowała nam przejażdżkę jeepem po dżungli. Główną reklamowaną przez nich atrakcją miało być niemal pewne spotkanie z dzikimi słoniami. Pech chciał, że przed nami pobliską drogą przejeżdżał rozklekotany autobus, który skutecznie wystraszył tych największych mieszkańców dżungli. O niedosycie nie może być jednak mowy mimo, że wiemy, jak magiczne może być spotkanie dzikiego słonia. Co chwilę napotykaliśmy jelenie, pawie, węże, małpy i jaszczurki. Spotkania z dziką fauną były oczywiście radosne, ale to mistyczna atmosfera tropikalnego lasu wywarła na nas największe wrażenie. Z każdym wdechem wilgotnego powietrza odczuć można było siłę natury drzemiącą czujnie pod mglistą pierzyną.
Udaliśmy się jeszcze na kilka krótkich trekkingów w poszukiwaniu dzikich słoni. Udało nam się jedynie znaleźć świeże (jeszcze ciepłe!) niezbite dowody słoniowej obecności. Nasz przewodnik bał się zabrać nas w bardziej oddalone od wspomnianego wcześniej rowu miejsca, gdyż powątpiewał w nasze możliwości sprinterskie. Jeden z przyjaciół rodziny Ranjitha po nieprzewidzianym spotkaniu sam na sam ze słoniem (i udanej ucieczce) przez trzy dni w drgawkach nie mógł dojść do siebie z powodu szoku.
W Wayanard po zmroku, z uwagi na bezpieczeństwo zwierząt, ruch na ulicach okalających dżunglę jest zabroniony. Jeśli człowiek potrąci dzikie zwierzę, grożą mu co najmniej takie same konsekwencje, jak za potrącenie człowieka. Świadomość, że utrata ostatnich egzemplarzy ginących gatunków byłaby nieodwracalna powoduje, że rząd oraz lokalna ludność podejmują duże starania w kierunku ich ochrony. Wciąż są jednak tacy, którzy bezkarnie (dzięki łapówkom) dopuszczają się czynów zabronionych na terenie chronionym. W rejonie oprócz policji sprawnie działają organizacje charytatywne zajmujące się ekologią. Informację o tej najbardziej (według naszego rozeznania) godnej zaufania dodaliśmy do zakładki Pomóż.

Zaktualizowane zdjęcia z Kerali

Ten wpis został opublikowany w kategorii Indie. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Jedna odpowiedź na „Kerala – ślady słonia

  1. emil pisze:

    A skad wiedzieliscie, ze te slady byly jeszcze cieple? ;)
    Szczesliwego Nowego Roku! :)

Odpowiedz na „emilAnuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

*

Możesz użyć następujących tagów oraz atrybutów HTML-a: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <strike> <strong>