Nepal i Malezja – u progu nowego życia

Po trekkingu przyszedł czas na intensywny wysiłek umysłowy: co dalej? Chcieliśmy zatrzymać się gdzieś na dłużej, odpocząć przed dalszą podróżą i podreperować budżet. Pokhara była dobrym miejscem do rozmyślań – mieliśmy stały dostęp do Internetu, przytulny pokój i ogromny wybór miejsc na pikniki, podczas których konsumowaliśmy własnoręcznie zrobione kanapki i inne przysmaki, przy okazji rozmyślając o naszych planach. Jeszcze przed wyjazdem z Polski rozważaliśmy dłuższy przystanek w Chinach, gdzie ponoć praca dla nauczycieli angielskiego leży na ulicy. Ale oczywiście, żeby utrudnić sobie zadanie, zaczęliśmy brać pod uwagę także inne kierunki, głównie Australię i Malezję. Australia kusiła nas fortuną zbitą na prostych pracach (nawet Niemcy jeżdżą tam zbierać szparagi!), z kolei stolicę Malezji zapamiętaliśmy jako najbardziej standardem życia zbliżoną do Europy, a jego kosztami zdecydowanie do Azji.
Po rozesłaniu kilku e-maili rozpoznawczych z zapytaniem o możliwość pracy Ewa dostała kilka bardzo zachęcających odpowiedzi z Kuala Lumpur, więc wybór padł na Malezję, mimo głosów od lokalnej Polonii sugerujących, że jechanie „w ciemno” i znalezienie czegoś do „mission impossible”. I niech Czytelnik nie myśli, że podjęcie decyzji przyszło nam tak łatwo. Cały proces streszczamy co prawda w kilku zdaniach, ale nie był on bułką z masłem. Do podjęcia decyzji potrzebnych było kilka pikników i kilkanaście kanapek z serem!
Po zabukowaniu biletu (rozważaliśmy drogę lądową, ale wszelkie warianty okazały się zbyt kosztowne, zwłaszcza że granice lądowe z Myanmarem są zamknięte, więc i tak musielibyśmy szukać jakichś połączeń lotniczych) udaliśmy się autostopem do portu wylotu – Katmandu. Lot trzynastego (na całe szczęście była to środa) liniami Nepali Airlines nie należał do najspokojniejszych – samolot od samego startu wydawał przeraźliwe dźwięki. Na domiar złego większość czasu lawirował pomiędzy ogromnymi burzowymi chmurami, które regularnie rozbłyskiwały pięknym, choć niepokojącym fioletowym światłem.
Gdy o wschodzie słońca kółeczka samolotu dotknęły malezyjskiej ziemi z ulgą odetchnęliśmy. Cali i z drowi przylecieliśmy z wielkimi nadziejami do azjatyckiej metropolii, którą chcieliśmy poznać dogłębnie i wtopić się w jej codzienne życie. Na lotnisku uświadomiliśmy sobie, że oto wróciliśmy z indyjskich odmętów brudu i nepalskich czeluści bałaganu z powrotem do cywilizacji. Przeżyliśmy ciężki, acz pozytywny szok, gdy zobaczyliśmy o 6 rano sprzątaczkę, która zamiatała podłogę lotniska czystszą niż niejeden indyjski talerz. Dopiero teraz dotarło do nas jak zaniedbane były tego typu miejsca użyteczności publicznej na subkontynencie i jak bardzo zdążyliśmy się do tego przyzwyczaić. Błyskawiczna misja aklimatyzacji w Kuala Lumpur zakładała jak najszybsze znalezienie mieszkania, podjęcie pracy, kupienie nadających się do pracy ubrań, a także zainstalowanie łącza internetowego do tłumaczeń Rafała. „Mission impossible” ze stuprocentowym sukcesem zrealizowaliśmy w 5 dni – w niecały tydzień po przylocie siedzieliśmy już w świeżo wynajętym kondominium w dzielnicy Taman Desa, a Ewa rozpoczęła współpracę z jedną z największych prywatnych galerii sztuki w Malezji.
Pierwsze dni w nowym mieszkaniu upłynęły nam na gruntownych porządkach. Poprzedni lokator, Libijczyk, wyjechał w popłochu do swojego kraju, gdy rozgorzały tam protesty antyrządowe, i ewidentnie nie miał czasu posprzątać… nie tylko przed wyjazdem. Wygląd kuchni świadczył, że częstotliwość z jaką ów człowiek smażył potrawy na głębokim tłuszczu znacznie przewyższała normę. Dość powiedzieć, że szafki nawet w środku pokryte były lepko-tłustą warstwą oleju z kurzem. Po tygodniowej batalii prowadzonej każdego wieczora z gąbką i ścierką w dłoniach oraz detergentami na podorędziu doprowadziliśmy tę stajnię Augiasza do stanu używalności.
Chcieliśmy jak najszybciej uregulować swój dług wdzięczności wobec społeczności związanej z projektem Couchsurfing, więc już kilka dni po wprowadzeniu się przyjęliśmy pierwszych gości – Elise i Otto. Było to nasze pierwsze doświadczenie w roli gospodarzy, bardzo z resztą mile przez nas wspominane. Tuż po Elise i Otto zawitali do nas w drodze z Filipin do Japonii nikt inny tylko nasi przyjaciele ze szlaku, Paweł i Sebastian. Spędzili z nami kawał czasu, gdyż mieli wyjątkowe nieszczęście nie zostać wpuszczonymi na samolot do Japonii, musieli więc przebudować bilet i czekać na kolejny lot. W międzyczasie dzięki nim poznaliśmy nieco malezyjską Polonię, udało nam się także wspólnie świętować 220. rocznicę uchwalenia Konstytucji 3 Maja na raucie wydanym przez ambasadora w luksusowym hotelu. Były kryształowe żyrandole, orzeł wyrzeźbiony w lodzie, pierogi , zrazy, sery i, a jakże, wódka. Okazało się, że w KL żyje kilkudziesięciu Polaków; zostaliśmy ciepło przywitani jako nowi w mieście.
W momencie pisania tego postu właściwie zbieramy się do wyjazdu do Singapuru, który pozwoli nam przedłużyć pobyt w Malezji o kolejne 3 miesiące. Nie mogliśmy sobie lepiej wymarzyć tego przystanku w podróży: mieszkamy w czystym, ciepłym mieście, Rafał dostaje wciąż nowe zlecenia tłumaczeń, Ewa dość znacznie awansowała i nabiera cennego doświadczenia w interesującej ją dziedzinie. Dostaliśmy kolejne potwierdzenie od losu, że warto podejmować spontaniczne decyzje i nie bać się marzyć i, co ważniejsze, tych marzeń realizować. Dokładnej daty powrotu na szlak jeszcze nie znamy, ale już snujemy dalekosiężne plany podboju nieznanych nam jeszcze terenów. Ale niech Czytelnik nie obawia się większego przestoju w prowadzeniu bloga – w KL i okolicach działo się i dzieje wiele ciekawych rzeczy, które opiszemy w następnym poście.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Malezja, Nepal. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

4 odpowiedzi na „Nepal i Malezja – u progu nowego życia

  1. Zu pisze:

    Fenomenalnie, oby tak dalej! :*

  2. stanley pisze:

    Mam nadzieje ze ostatnie zdanie jest prawdziwe.Pozdrowienia St i Kr.

  3. Ageee pisze:

    Czekam, czekam na wieści :)

  4. kiełszka druga pisze:

    ej. co się stało dalej. ewaaaa. opowiadaj dalej! potrzebuję bajki na dobranoc.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

*

Możesz użyć następujących tagów oraz atrybutów HTML-a: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <strike> <strong>