Goa – pierwsze wrażenia i polskie akcenty

– Polska? – Usłyszeliśmy za sobą głos pełen zdziwienia. Odwróciliśmy się i zobaczyliśmy zmęczoną lecz pełną optymizmu twarz człowieka, który przez następne dwa dni miał być naszym towarzyszem podróży. To nasze pierwsze spotkanie miało miejsce przy ostatniej kontroli biletów w bramie odlotów lotniska we Frankfurcie. Nasze siedzenia w samolocie były oddalone od siebie o kilka rzędów, więc nie mogliśmy rozmawiać podczas lotu. Sam Marcin (tak się nazywał nasz nowy kompan) zapowiedział zresztą, że ma zamiar cały lot przespać i swój plan konsekwentnie realizował.
Przystanek Bahrajn. Międzylądowanie w tym małym, pustynnym kraju, przepełnionym ropopochodnym bogactwem było bardzo ciekawym przeżyciem. Już pierwszy rzut oka na rozżarzoną pustynię, rysujące się w oddali proste kształty niskich domów, z których wyrastały strzeliste minarety i gdzieniegdzie dla okrasy sylwetki palm, przywołał wspomnienia o planowanej niegdyś podróży na bliski wschód i zdopingował nas, by kiedyś, w przyszłości, ten plan zrealizować. Na lotnisku święta w pełni: sztuczne choinki, śpiewające angielskie piosenki wielkie, automatyczne Mikołaje; były nawet bałwany, miś polarny i sztuczny śnieg. Dość nietypowy widok, jak na środek pustyni i lotnisko wypełnione głównie muzułmańskimi pasażerami ubranymi w galabije i charakterystyczne arabskie nakrycia głowy (kefije przepasane agalami).
Po kolejnych czterech godzinach lotu koła naszego samolotu miękko dotknęły pasa startowego lotniska Dabolim w prowincji Goa. Sama chwila przejścia od samolotu do lotniskowego autobusu wystarczyła, by poczuć wilgotne, tropikalne powietrze o temperaturze znacznie przekraczającej 30 stopni Celsjusza. Nieprzyzwyczajony organizm w takich warunkach od razu poci się niczym wyżymany. Upał jednocześnie potęgował zmęczenie, jak i radość z bycia na miejscu.
Na lotnisku wszystko zgodnie z oczekiwaniami: chaos, znajome, tropikalne zapachy, „kucane” toalety i godzinne oczekiwanie na bagaż. Jedna nowość – pierwszy raz widzieliśmy, by bagaże z jednego lotu wyładowywano jednocześnie na dwa różne taśmociągi. Pierwsze znamiona indyjskiej kultury organizacyjnej…
Ponowne spotkanie z Marcinem nastąpiło właśnie przy bagażach. Tam ustaliliśmy, że weźmiemy wspólną taksówkę do Panaji, stolicy stanu Goa – innych środków transportu nie braliśmy pod uwagę ze względu na późną porę. Tylko godzina dzieliła nas od zmroku, który powoduje, że ceny noclegów magicznie rosną. Po tym, jak daliśmy się nabrać na tajemniczą opłatę 300 rupii (21zł) za wymianę walut (pierwsze koty za płoty), już z lokalną walutą w kieszeni siedzieliśmy w taksówce.
O samym ruchu ulicznym w Indiach można napisać osobną książkę. Dość powiedzieć, że Ewa kilkakrotnie krzyknęła z przerażenia, a nasze tętno w spokojniejszych momentach zwalniało do 140 uderzeń na minutę.:) Dość ciekawym systemem jest włączanie „długich” świateł jako znak „UWAGA, JADĘ!”, gdy klakson, będący w ciągłym użyciu, zawodzi. Można odnieść wrażenie, że kierowcy za sobą nie przepadają i próbują się nawzajem oślepić i ogłuszyć.
Znalezienie noclegu było trudniejsze, niż myśleliśmy z powodu odbywającego się w Panjim Międzynarodowego Festiwalu Filmowego (IFFI). Jedyne, co udało nam się znaleźć to dwuosobowy pokój. Marcin życzliwie zajął miejsce na podłodze.
Już w mieście Panjim zaczęliśmy powoli powątpiewać w prawdziwość niektórych bardzo negatywnych opinii o Indiach. Nie zostaliśmy otoczeni przez wianuszek żebrzących dzieci, kalek i trędowatych, nikt nie chciał nam niczego sprzedać, ani wyłudzić pieniędzy za byle usługę. Zdajemy sobie sprawę, że północne Indie są pod tym względem ponoć dużo gorsze i że Goa różni się znacznie od innych stanów, jednak od razu widać, że uogólniające osądy na temat Indii są, tak jak w każdym innym przypadku, nieuprawnione i niepotrzebne. Na pewno Indie bywają brudne, pewnie zdarzają się nieuczciwi i nieuprzejmi ludzie, tutejszy chaos jest prawdopodobnie unikatowy na skalę światową, ale mamy szczerą nadzieję, że po wyjeździe z tego kraju będziemy mogli powiedzieć coś więcej, niż zazwyczaj mówi turysta przygnieciony ilością nieprzyjemnych zdarzeń. Liczymy, że uda nam się wniknąć do głębi Indii i znaleźć prawdziwe piękno, kryjące się pod tą nieprzystępną dla niektórych powłoką.
W Panjim spędziliśmy dwa dni, głównie walcząc ze skutkami zmiany czasu i klimatu, które dawały się we znaki bardziej, niż zwykle. Przez kilka pierwszych dni budziliśmy się w środku nocy, rześcy jak skowronki, jak po długiej popołudniowej drzemce.
Miasto nie obfituje w atrakcje ani zabytki. Najbardziej zaciekawił nas kościół na wzgórzu, którego otoczenie – odrobina cienia i panoramiczny widok na miasto – okazało się ciekawsze niż dość pospolite wnętrze. Dlatego dobrze się stało, że trafiliśmy do Panjim akurat, gdy odbywał się wspomniany wcześniej festiwal filmowy. Trwające dwa tygodnie wydarzenie zamienia centrum miasta w świątynię dziesiątej muzy. Zjeżdżają tutaj gwiazdy z całego świata, a w kilku multipleksach filmy wyświetlane są od świtu do zmierzchu. I są to filmy nie byle jakie. Wśród tegorocznych gwiazd – reżyserów, który cały filmowy dorobek wyświetlano na festiwalu – obok Jima Jarmuscha znalazł się między innymi… Jan Jakub Kolski. Miło było zobaczyć akcent polskiej kultury już w miejscu pierwszego naszego postoju w Indiach.
Spragnieni naszych fotografii będą musieli jeszcze trochę poczekać. Aby zapobiec ewentualnym kradzieżom w miejscu naszego zakwaterowania, wszelkie kosztowności należało zgodnie z regulaminem pozostawić w sejfie u kierownika. Gdy zostawialiśmy tam aparat, nie poinformowano nas, że równie trudno będzie złodziejowi go ukraść, jak nam znaleźć kierownika z kluczem do sejfu. ;)
Ciekawostka: nastawialiśmy się, że wisienką na torcie indyjskiego brudu będą wszechobecne szczury. Jak na razie zaobserwowaliśmy dwa egzemplarze, ale… martwe. Uczucie niedosytu walczy z uczuciem ulgi.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Indie. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

4 odpowiedzi na „Goa – pierwsze wrażenia i polskie akcenty

  1. emil pisze:

    A czemu o nas nic nie ma? ;) Czekam z niecierpliwoscia na zdjecia!!! Duzo buziakow z totalnie zasypanego sniegiem Luxa :)

  2. zu pisze:

    Z powodu braku zdjęć wygooglałam Goa i to co zobaczyłam przyprawiło mnie o stany depresyjne. U nas sporo ponad pół metra śniegu ;D

  3. marcin pisze:

    podoba mi sie blog.

  4. Kuba J pisze:

    no no no… Ładnie się Wam powodzi :) trzymam za Was kciuki i mam nadzieję, że kiedyś na siebie wpadniemy! W końcu świat podróżników jest malutki!

Odpowiedz na „Kuba JAnuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

*

Możesz użyć następujących tagów oraz atrybutów HTML-a: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <strike> <strong>