Kerala – Theyyam, czyli Bóg na wyciągnięcie ręki

Z lekkim uczuciem trwogi, potęgowanym przez ciemne barwy nocy czekaliśmy na pierwszą podróż indyjskim pociągiem. Uczucie to spowodowane było faktem, że udało nam się zarezerwować bilet jedynie na klasę Sleeper, którą przewodniki opisują jako opcję dla najbardziej odpornych. Ponad godzinne opóźnienie skutecznie nas jednak rozluźniło. Zaczęły przeważać myśli „Niech już przyjedzie, obojętnie co”. No i przyjechało.
Gdyby takie cudo wtoczyło się na paryski dworzec kolejowy, wyprasowani i wyperfumowani Paryżanie pewnie zmieniliby peron, żeby nie przesiąknąć jego zapachem, ale będąc w Indiach, człowiek nie spodziewa się Wersalu na szynach. W obskurnym, niepamiętającym ostatniego malowania wnętrzu panuje przeludnienie, mimo że wszystkie miejsca powinny być objęte rezerwacją. Jedyne, co wspólne z francuskim TGV, to wszechobecny zapach wody toaletowej, lecz w Indiach słowo „toaletowa” ma trochę bardziej dosłowne znaczenie. Pasażerowie bez rezerwacji sprawnie usunęli się z naszych miejsc i zajęliśmy nieposłane (pościel dostępna jest tylko w wyższych klasach), lekko klejące, lecz dość wygodne łóżka ze skaju. Po siedmiu godzinach snu byliśmy już w Payyannur.
Do Payyannur przyjechaliśmy tylko po to, by zobaczyć rytuał theyyam, o którym dużo czytaliśmy i słyszeliśmy. Jest to typowe dla północnej Kerali wydarzenie, które niektórzy opisują jako taniec, inni nazywają festiwalem religijnym, kolejni po prostu lokalną formą sztuki. Wszystko to mieści się w definicji theyyamu, lecz jej nie wyczerpuje.
Wszystko zaczyna się od wieloletniej nauki. Chłopiec, który w przyszłości zostanie medium przyjmującym bogów do swego ciała, już od wczesnego dzieciństwa uczy się na pamięć theyyamów, czyli swego rodzaju lokalnej mitologii. Poza fabułą musi przyswoić bardzo skomplikowane układy taneczne, których prawidłowe zaprezentowanie będzie wymagać dużej siły fizycznej i wytrzymałości. Dopiero po kilkunastu latach nauki na razie jeszcze tancerz i aktor jest gotowy by wejść w trans i stać się medium.
Zanim jednak rozpocznie się występ, gdy zbliża się sezon wystawiania theyyamu (od grudnia do lutego), grupa osób przy użyciu wyłącznie naturalnych, lokalnie występujących surowców przygotowuje strój dla przyszłego medium.
Na kilka godzin przed występem rozpoczyna się mozolna charakteryzacja, mająca na celu upodobnić medium do jednego z hinduskich bogów, występującego w danym theyyamie. Mieliśmy możliwość obserwowania, jak zwykły człowiek, dzięki precyzyjnej pracy osób, które nazwać można charakteryzatorami, krok po kroku przeobraża się w istotę budzącą jednocześnie respekt i strach.
Potem przychodzi czas na modlitwę w medytacyjnym skupieniu, której towarzyszą bębniarze, nieustannie wybijający szybki, monotonny rytm, który ma wprowadzić medium w trans. Gdy gotowy na przyjęcie Boga spogląda w lustro i widzi swoje zupełnie zmienione oblicze, w jego ciele natychmiast następuje swoista zamiana dusz. Dusza człowieka ulatuje gdzieś, a jej miejsce zajmuje Bóg. Od razu widać różnicę w sposobie poruszania się medium, które sprawia wrażenie opętanego. Jego ciało „przypomina sobie” powtarzany wcześniej przez wiele lat scenariusz danego theyyamu i wreszcie przychodzi czas na teatralny taniec. Prezentowane układy dopracowywane są w najdrobniejszych szczegółach; ruch każdej części ciała ma znaczenie. Tematy poszczególnych opowieści różnią się znacznie między sobą, ale zawsze na końcu zawierają pouczający morał. Odnosząc się do naszej rzeczywistości, można by porównać treść theyyamu do biblijnych przypowieści.
Po tym, jak historia danego theyyamu zostaje opowiedziana, widzowie otrzymują możliwość, o jakiej marzy niejeden człowiek – mogą porozmawiać z Bogiem. Niestety, oglądany przez nas Bóg rozmawiał tylko w języku malajalam, w którym jak na razie opanowaliśmy tylko zwroty grzecznościowe, więc ograniczyliśmy się do chłonięcia wyczuwalnej w powietrzu, „pozaziemskiej” energii i cieszyliśmy się ogólnymi błogosławieństwami.
Gdy wszyscy już zapytali Boga o wszystkie sprawy, z którymi przejechali nierzadko kilkaset kilometrów, rytuał dobiegł końca.
Takie boskie przejęcie jest dla ludzkiego ciała wielkim obciążeniem, gdyż samo nakrycie głowy medium mierzy nieraz kilka metrów, a niektóre theyyamy potrafią trwać po kilka godzin. Słaniający się na nogach aktor odzyskuje swoją duszę zaraz po zdjęciu nakrycia głowy i przez moment widać, że świeżo przywrócona świadomość nie do końca się jeszcze odnalazła w ludzkim ciele. Niepamiętający nic od chwili spojrzenia w lustro aktor po chwili zasłużonego odpoczynku zdejmuje pozostałą część kostiumu i już powoli myśli o dalszej drodze. Nierzadko już następnego dnia jego ciało znów zostanie przejęte przez nadludzką istotę, która błogosławić będzie mieszkańców innej okolicy. I tak cały czas, przez trzy miesiące theyyamowego sezonu. Po jego zakończeniu osoba, przed którą pokłony biją nawet bramini, wraca do normalnego życia. Normalne w tym przypadku oznacza zazwyczaj bardzo trudne, gdyż aktorzy theyyam najczęściej należą do kasty Dalit – nie mają żadnych praw i wykonują najcięższe fizyczne prace.
Nasza obecność na festiwalu była dla lokalnej ludności pewnie tak samo ciekawa jak dla nas sam theyyam. Często widzieliśmy, że duża część widowni patrzy w naszym kierunku, podczas gdy centrum wydarzeń miało miejsce w świątyni po przeciwnej stronie. Nic w tym dziwnego – obecność Hindusa na gminnych dożynkach w Trąbkach Wielkich też byłaby nie lada sensacją. Ranjith, człowiek który zaprowadził nas na theyyam stał się przyjacielem wszystkich widzów. Każdy podchodził do niego, pytał o przyczynę tak niespodziewanych odwiedzin przybyszów z daleka i oferował nam pomoc w każdym zakresie. Dostaliśmy ponad tuzin zaproszeń na kolacje, alkohol, słodycze, odwiedziny w domu itd. Z większości (poza słodyczami serwowanymi zaraz obok świątyni) musieliśmy zrezygnować, gdyż następnego dnia rano udawaliśmy się pociągiem do Thalissery.
Tym, którzy chcą dowiedzieć się więcej o theyyamie, polecamy książkę Nine Lives, której autorem jest William Dalrymple.

Pierwsze zdjęcia z Kerali

Ten wpis został opublikowany w kategorii Indie. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Jedna odpowiedź na „Kerala – Theyyam, czyli Bóg na wyciągnięcie ręki

  1. Dziadek pisze:

    Fantastyczna przygoda taka podroz.Wesolych Swiat i udanego 2011r.Dziadek z Krystyna

Odpowiedz na „DziadekAnuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

*

Możesz użyć następujących tagów oraz atrybutów HTML-a: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <strike> <strong>